"W barze hotelu przy Bebelplatz w Berlinie punktualnie pojawia się bardzo wysoka i szczupła osoba. Czarna kurtka, czarne krótkie spodnie, czarne grube rajstopy i opaska na czole - czarna. Zupełnie jak Veruschka w latach 60. Hrabina Vera Gottliebe Anna von Lehndorff ma dziś 70 lat. Jej wieku nie zdradzają ani smukłe dłonie, ani bystre błękitne oczy, tylko gorzka opowieść z dzieciństwa. Spędziła je w pałacu w Prusach Wschodnich, we wsi Steinort (po wojnie Polacy zmienili nazwę na Sztynort), w której przez 500 lat mieszkał ród Lehndorffów. Wieś leży w sercu Krainy Wielkich Jezior. Prawdziwa perła. - Kto ma Sztynort, ten posiada Mazury - mawiał Ignacy Krasicki.
Ojcem Very był hrabia Heinrich von Lehndorff, oficer Wehrmachtu, który widząc na froncie zbrodnie nazistów, przystąpił do ruchu oporu. Grupa spiskowców, do których dołączył Lehndorff, przeprowadziła 20 lipca 1944 roku nieudany zamach na Hitlera w jego kwaterze w Wilczym Szańcu. Hrabiego nie było przy wybuchu, powierzono mu inne zadania. Miesiąc później został powieszony w więzieniu w Berlinie. Vera miała wtedy cztery lata. Międzynarodowa ikona stylu lat 60. i 70., muza Antonioniego, Avedona i Dalego Veruschka po 63 latach powróciła na Mazury, żeby ratować niszczejący pałac i pamięć o rodzinie. (...)
A potem kolejny raz Nowy Jork. Już jako Veruschka. Z pogranicza Rosji, Polski i Niemiec - tak się pani przedstawiała. To była pani prawdziwa osobowość czy kreacja?
Totalna kreacja. Ubierałam się na czarno, układałam bujną fryzurę, byłam egzotyczna. Nabrałam dużej pewności siebie. Poszłam do fotografa, do jego studia w Nowym Jorku i powiedziałam, że podobają mi się jego zdjęcia i chcę zobaczyć, jak on mnie widzi w swoim obiektywie. Takie zachowanie wszystkim imponowało. Niedługo potem zwracali się do mnie: 'Czy zechciałabyś to założyć dla »Vogue'a «?'.
I to Veruschka, a nie Vera Lehndorff w 1966 r. zagrała słynną scenę w 'Powiększeniu' Michelangela Antonioniego. Kilka minut, dzięki którym na trwałe zapisała się pani w historii kina.
Do tej pory nie rozumiem, jak to się stało, że dwie sceny i jedno słynne zdanie sprawiły, że wszystko się zmieniło. Stałam się rozpoznawalna w wielu krajach. Ludzie na imprezach zaczepiali mnie słynną kwestią z filmu, tak jak David Hemmings mówili: 'Veruschka, I thought you were in Paris', a ja im odpowiadałam: 'Well, I am in Paris'. To zdarzało się często i było zabawne."
Resztę wywiadu poznacie wchodząc na stronę Gazety Wyborczej
Autorem tego niezwykłego wywiadu z niezwykłą kobietą jest Anna Marta - szczerze polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz